sobota, 5 stycznia 2013

Współczesny książę


Ten blog miał głównie za zadanie zaspokoić moja silną potrzebę hejtowania, ale wprawdzie mówiąc żeby to się udało  musiałabym pisać codziennie, także niestety od czasu do czasu zdarzy się, że wyżyje się na kimś w tym rzeczywistym świecie. Ale nigdy za nic, rzecz jasna. Ostatnio wkurwiło mnie wiele rzeczy, tak wiele, że aż nie jestem w stanie określić która najbardziej. Dla odstresowania postanowiłam pokrążyć w sieci i poczytać posty równie wkurwionych ludzi co ja, bo jak wiadomo nic tak nie poprawia tak humoru jak świadomość, że inni maja gorzej, no albo chociaż podobnie. Krążyłam miedzy napalonymi, różowymi i tępymi do porzygania dziuniami, od czasu do czasu nadziewając się na te mroczne, porzucone, wręcz OPĘTANE 12,13,14 letnie zwolenniczki anime. Moja zdruzgotana psychika na siłę próbowała znaleźć chociaż jedną bratnią duszę, chociaż kurwa pół, bo przecież musi być ktoś kto mnie...tzn. nam, dorównuje. I smutne to, ale prawdziwe, chociaż zarazem i pochlebiające, że jest nas Kochani niewielu. Zaśmieciłam sobie umysł tyloma wypocinami o nieszczęśliwych miłościach, że prawie zaczęłam utożsamiać się z ich głównymi bohaterkami, już o mało co łza nie pociekła mi po policzku, gdy nagle...
          Tak a propos spraw damsko-męskich, jedną z wielu wiadomości, która niedawno ogromnie  mnie zażenowała  było okrzykniecie książki pt. „50 twarzy Grey'a” bestsellerem wszech czasów w Wielkiej Brytanii . Słyszałam owszem, że książka ta okazała się niezłym fenomenem, ale myślałam, że raczej wśród ciekawskich nastolatek, których jeszcze infantylność głównej bohaterki nie irytuje, a wręcz utożsamiają się z nią. A tu proszę jakie zaskoczenie, książka ta zrewolucjonizowała życie seksualne MILIONÓW!  No tak. Bo ona się ciągle rumieniła. A on mruczał. A ona jęczała. A on zabraniał jej przygryzać dolną wargę. A jej wewnętrzna bogini radowała się. Ale ok, niech będzie że to wina przekładu, przyznaję się bez bicia, że  w oryginale nie czytałam. Moja wina, poszłam na łatwiznę, jestem złym człowiekiem, a moja wewnętrzna bogini się nie raduje. Zasługuję na najwyższą karę, zabijcie mnie.
A teraz moi  mili ,wierni i jakże liczni fani dla rozluźnienia opowiem Wam bajkę.           Pewnego pięknego, jesiennego dnia księżniczka Omega I Zimna opuściła mury swej komnaty i udała się na wielki bal organizowany na zamku. Ach, było tylu arystokratów, pięknych dam i wytwornego wina, że Omega szybko zapomniała o otaczającej  ją szarej rzeczywistości. Bawiła się świetnie zapoznając się przy okazji z innymi księżniczkami (chociaż plebs też się znalazł, ale omijała go szerokim łukiem) i śmiejąc się do rozpuku. Aż tu nagle spośród wirującego tłumu wyłonił się On. To było jak objawienie, jak grom z jasnego nieba, jak prywatna, wewnętrzna apokalipsa. Zaintrygowana księżniczka zbliżyła się wiec nieco chwiejnym krokiem do owego młodzieńca, jednakże na bezpieczna odległość, co by sobie nie pomyślał, że ladacznica jakaś. Jego blask był oślepiający, a ciało księżniczki powoli przechodziły gorące prądy, sama już nie wiedziała czy za sprawą zbyt dużej ilości wina, czy może owy młodzieniec podziałał na nią jak narkotyk? Księżniczka promieniała ze szczęścia, gdy ten nieoczekiwanie poprosił ją do walca. I kiedy kilka dni później wysłał do niej posłańca z listem. I kiedy jeszcze kilka dni później spożywali romantyczną kolację na zamku i...huj.


Oda do frajera

Niby zabawny i wyluzowany,
A chamski, zły, nieopanowany,

Zaradny, cwany i modnie ubrany,
Inteligentny, męski, wysportowany.
Od czasu do czasu bardzo wrażliwy,
Wszystkie koleżanki z fejsbuka go wielbiły.
Niegrzeczny, wykłady zawsze olewał,
Czego oczywiście każdy się po nim spodziewał.
Od stop do głów spryskany Lacostą,
Ach, ostro ociekał zajebistością,
Popularny, miał tysiące znajomych,
Nie wspominając już o licznych źródłach dochodowych.
Kochał psy i nie lubił blondynek,
Dużo pił, przeklinał i seksownie wypuszczał z ust dymek.
Szukał prawdziwej damy, a nie pospolitej dyskotekowej szlamy, 
Tej jedynej, mądrej, z poczuciem humoru,
Którą mógłby odwozić swoim przyszłym Mercem do domu.
Miał  też takiego wielkieeeeeego… Ipod’a,
No, ale księżniczka była dla niego za słaba.

Jak dobrze, że skurwysyn okazał się tylko stajennym.




Omega



2 komentarze:

  1. Ciężko jest się natknąć na blog z prawdziwego zdarzenia, szczególnie gdy nie jest on blogiem polityka za którego ktoś piszę lub zawodowca z milionem wyświetleń, gdy na moim powoli zbiera się kurz. Dobrze narzekacie ale nie wpadnijcie w monotonnie. Moją bronią jest sarkazm (staram się jak mogę)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem czemu, uwielbiam takie blogi. Być może dlatego, że są prawdziwe.. A AUTORZY nie są chorzy psychicznie, tylko po prostu... Wkurwieni całym spektrum tego pięknego skądinąd uczucia. Zaczynam szpiegować po nowe notki :)

    OdpowiedzUsuń