Trwają ferie, przez co nie mam kogo hejtować i straciłam chwilowo życiowy cel. No może
poza moim upierdliwym sąsiadem, który dzień w dzień równo o godzinie 13 wyciąga
swój zajebisty sprzęt i zaczyna nim wiercić (to chyba jakiś rytuał), nieziemsko
mnie to wkurwia, ale ma też swoje plusy, doprowadza mnie do otwarcia oczu i
zwleczenia się z łóżka. Mam za dużo wolnego czasu, a o dziwo
nie każdą wolną chwilę spędzam na oddawaniu się alkoholowi, co zmusza mnie do
intensywnego myślenia, wspominania, a wręcz toczenia bitwy z własnymi myślami
na przeróżne tematy. Zaczęłam się zastanawiać nad swoim życiem, a w szczególności nad wszystkimi czynnikami, które mogły się przyczynić do przemiany grzecznej dziewczynki (która niegdyś rozważała z mamusią teorie spiskowe otrucia Mickiewicza) w egocentryczną socjopatkę, której dziką przyjemność sprawia wyśmiewanie ludzi. Może jakiś uraz z dzieciństwa?
Zaczęłam się też tak zastanawiać (a propos walentynek) czemu dziewczyny lecą na chamów. Czemu
zawsze, gdy miałyśmy do wyboru spokojnego, ułożonego chłopca i tzw. męską dziwkę,
zawsze wzdychałyśmy do tego drugiego? Postanowiłam zrobić małe podsumowanie byłych niedoszłych, co by sobie jeszcze
bardziej zjebać humor, chociaż przyznam ( wcale się nie chwaląc,) że walentynki zakończyły
się nieoczekiwanie… Po prostu nieoczekiwanie. Przeanalizujmy męską psychikę, są niby tak łatwi, a tak trudni, co za paradoks. Od razu zaznaczę, że nie mam żadnego urazu i nie pisze tego jako feministka ani socjopatka. No ok, może jednak mam uraz, ale zajebiście miło się go leczy.
Moje problemy psychiczne zaczęły się w gimnazjum, kiedy to moja
rodzicielka stwierdziwszy, że na pewno mam ADHD zapisała mnie na kurs tańca w
nadziei, że się tam wymęczę i w końcu przymknę. Przechodziłam wtedy etap „ nienawidzę szkoły, klasy, rodziny, CIEBIE NIENAWIDZĘ W SZCZEGÓLNOŚCI i jeszcze raz
nienawidzę mojej klasy” i był to najgorszy moment na odkrywanie prawdy o miłości. Niestety moja naiwna psychika upodobała sobie jako obiekt westchnień mojego instruktora tańca. Jak tak teraz patrzę z perspektywy czasu na moje
nieudolne próby zwrócenia na siebie jego uwagi, za każdym razem zadaje sobie to
samo pytanie: MÓZGU DO CHUJA PANA, GDZIE TY KURWA BYŁEŚ!? I co z tego, że miałam
13 lat a on 23 i tak miał mnie kochać! Dwa lata istnej gehenny, trzy zapisane pamiętniki, tysiące obmyślonych planów i wszystko na marne, no ale..
przecież każda hot 13stka tak ma, prawda? W każdym razie czas mijał, a mój mózg powoli
wracał na swoje miejsce, gdy nagle zostałam olśniona przez kolegę z kursu. Co
prawda jeszcze wtedy byłam dość nieśmiała ( jeszcze nie wiedziałam jaką moc ma moja zajebistość) żeby się do niego odezwać, ale i tak wiedziałam, że MNIE LUBI. No bo niby czemu ktoś miałby MNIE NIE LUBIĆ HĘ? Czar prysnął kiedy na
obozie tanecznym zostałam zdradzona z tępym, łatwym koniem. Chciałam mu za to
podpalić wycieraczkę, ale w akcie buntu wypaliłam paczkę fajek po czym
rzygałam przez pół nocy fantazjując przy tym jak tańczę salsę bachate na jego pogrzebie.
Potem wygrałam los na loterii i spotkałam Ciccio. Wyleczył mnie z chorego
zauroczenia go go dancerami i w końcu
poczułam, że żyję. O wow, to rośnie! (Może szok miejscowych Italianów, na wieść że
Polacy mają już w sklepach coca colę i papier toaletowy pominę...) Zaznaczam, że nie był starym zboczeńcem tylko wesołym chłopcem w moim wieku. Spędzaliśmy razem każdą przerwę i wieczór, urocze. W każdym razie to co dobre szybko się kończy, a co chujowe trwa
wiecznie więc, nastał czas powrotu do Polski i znowu wszystko zrobiło się szare i zimne (zwalmy to na zmianę klimatu).
W liceum w końcu spotkałam ludzi takich jak ja, a przynajmniej tak mi się wydawało za każdym razem kiedy byłam w stanie słodkiej nieważkości. Proste powtarzające
się schematy i te same przeplatające problemy i jakże proste rozwiązania. Upijmy
się i bawmy! Pytanie, a co teraz?
a)zawsze się sobie podobali i będą ze sobą (prawdopodobieństwo bliskie zera)
b) na siłę będą ze sobą przez chwilę (takie tam dla pozorów przyzwoitości)c) ona zagubiona i wykorzystana, w szale upokorzenia i straconej godności wyzwie go od męskich dziwek (czemu mi się to kojarzy z Alfą?)
d) on w celu dowartościowania się i zabłyśnięcia nazwie ją łatwą i pochwali się kolegom
e) SĄ DOROŚLI! (oboje udadzą ze się nie znają)
W każdym razie nie wiem czy to chęć dorównania zagranicznym serialom ( swego rodzaju pozerstwo i kompleks) czy po prostu życie naprawdę jest takie pojebane. Te emocje, ta adrenalina, to oczekiwanie czy Adamo zdradzi Anę z Alessandrą i co powie Evie Tomasso o Giannie po pijaku? Podoba mu się czy ma ją za idiotkę? Czy Ceclilia naprawdę ma gołe zdjęcia Matiasa? Czy Pietro usłyszał co mówiła o nim Agnese? Czy Paolo naprawdę zada Giussepinie takie same rany cielesne jak ona jemu psychiczne? Czy nauczycielka fizyki ma romans z uczniem i śpiewa codziennie rano we gonna fight, fight for this love (niestety nie wyglądała jak Cheryl) tańcząc do tego z pałką ebonitową? Ambrogio założył się z Bartolomeo o Rose?!
Ciągłe powtarzanie tych samych błędów niszczy psychikę. Zaczęłam się zastanawiać po chuj ktoś pisze książki o utopijnej miłości, aż po grób i kręci denne komedie romantyczne, które nie maja nic wspólnego z prawdą? Dziewczynka żyje w słodkiej nieświadomości dorasta na takich idiotycznych ideałach, potem idzie do gimnazjum/liceum i.. bum! Okazuje się, że żeby przetrwać wśród chcących wykorzystać cię chamów i gburów musisz być pewną siebie, niezależna suką niezdolną do empatii. Na siłę spróbowałam szczęścia z przyzwoitym chłopakiem nudnym jak.. Po prostu nudnym i na tym słowie zaczyna się i kończy jego charakter. Była to gehenna gorsza od wieści, że chłopak który mi się podoba wyruchałby nawet węża, bo jest chujem. I tak też zrobił. Bo jest przecież ZAJEBISTY. Chociaż w sumie to odnoszę wrażenie, że nigdy nie mógł się zdecydować czy ma wyjebane, żyje chwilą i jest szczęśliwym hedonistą czy jest aż tak zagubiony i rucha węże po to żeby nie myśleć, pocieszyć się i dowartościować. Reszta napotkanych osobników płci męskiej już żadnego głębszego wpływu na mnie nie miała i za pewne mieć nie będzie, ani Pseudohokeista ani Tap Feszyn Artist ani KSU Fan, amen. Ależ ja jestem zgorzkniała, ależ to było słabe i nudne. Powinnam to podsumować jednym prostym zdaniem: Nienawidzę was wszystkich.
A tak naprawdę to w końcu obejrzałam 8 sezon Dr Housa, a zakończenie mnie okrutnie rozczarowało. Nie tak miało być, musiałam się wyżyć, a to był własnie mój protest. Dziękuję za uwagę.
Kochajmy się!
Omega
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz